piątek, 6 lutego 2015

I




  Wszystko kiedyś się kończy. Ulubiona książka, dzieciństwo, herbata w filiżance, czas. Ludzie żyją z dnia na dzień, nie zwracając uwagi na to, co najważniejsze. Mijają minuty, godziny, tygodnie, a oni wciąż żyją w słodkiej nieświadomości. Ze mną jest nieco inaczej. Dusza ludzka ma dla mnie większą wartość niż dla kogokolwiek innego stąpającego po tej ziemi. Nazywam się Ciel Phantomhive, a to nazwisko do czegoś zobowiązuje.
   Mogłoby się wydawać, że o życiu wiem niewiele. W końcu jestem tylko dzieckiem. Mam dwanaście lat, ledwo odrosłem od ziemi, ale doświadczyłem więcej niż niejeden dorosły. W moich oczach są tylko pustymi marionetkami, które tańczą, jak im się zagra. Bezmyślni, zadufani w sobie ślepcy, którym po głowie chodzą tylko pieniądze. Straciłem rodziców, ale o tym opowiem później. Przez to, co wydarzyło się w przeszłości, całkowicie zmieniłem mój tok myślenia i patrzenia na świat. Teraz jestem sam. Właściwie, to nie do końca. W mojej posiadłości mieszka również moja służba - kucharz, Bard, ogrodnik, Finian, pokojówka, Mei-Rin oraz prawa ręka Firmy Phantom - Tanaka. Zakład znajduje się w moich rękach. Zajmujemy się prowadzeniem sklepów z zabawkami. Po śmierci taty przejąłem interes i postanowiłem go rozwijać. Niewiele rzeczy sprawia mi przyjemność, ale zajmowanie się przedsiębiorstwem to mój obowiązek. Czasami wydaje mi się, że zostaję ze wszystkim zupełnie sam. Jakbym krzyczał w pustkę i nikt mnie nie słyszał. Wśród ludzi również tak jest. Nie zwracają uwagi na to, co istotne. Na szczęście istnieje ktoś, kto jest przy mnie bez względu na wszystko. W końcu obowiązuje nas umowa.
   Otwieram oczy i czuję jak promienie lekko muskają moją twarz. W powietrzu unosi się zapach śniadania. Czuję woń babeczek, łososia i ciasta francuskiego. Gdy leżę, rozmyślam o wszystkim, co dotychczas wydarzyło się w moim życiu. Robię to stosunkowo często. Właściwie każdej nocy. Miewam koszmary, bardzo realistyczne. I wciąż śni mi się ten sam obraz: mój dom w ogniu. Mama i tata, którzy walczą z bezlitosnymi płomieniami, które przeszywają ich rozpalone ciała. Przez ich twarze przechodzi nieposkromiony grymas bólu. Z ust wydobywa się niesłychanie rozpaczliwy wrzask przepełniony cierpieniem. A ja stoję. Stoję i nie mogę nic zrobić. Patrzę. Tyle że to nie są zwykłe sny. To moja przeszłość. To wydarzyło się naprawdę. Dlatego teraz jestem sam.
   Słyszę kroki zmierzające ku drzwiom mojej sypialni. Rozlega się delikatne pukanie.
- Wejść - wydaję rozkaz.
W progu pojawia się On. Trzyma tacę, na której znajduje się moje śniadanie i doskonale przygotowana herbata. Unoszę wzrok i widzę lokaja o nieprzeciętnej sylwetce, w czarnym smokingu i białych rękawiczkach. Z jego twarzy nie można odczytać żadnych emocji. Na jego czoło spadają kosmyki kruczoczarnych, idealnie zadbanych włosów. Porusza się z niezwykłą dynamiką, przy czym zachowuje nieskazitelną grację. Ale to nie jest zwykły lokaj. To mój lokaj. Piekielnie dobry lokaj – Sebastian.
Zmierza w kierunku mojego łóżka.
- Po śniadaniu przyjedzie do nas Profesor Hugues. Natomiast po lunchu odwiedzi nas pan Damian z firmy Posejdon - odzywa się niskim, aksamitnym głosem.
- Ach… Ten, który uciekł z indyjskiej fabryki z pluszakami…
- Wygląda na Włocha, więc zadbaliśmy o to, aby obsługa była na najwyższym poziomie.
Rozmawiając, Sebastian mnie ubiera. Zapina doskonale wyprasowaną białą koszulę, ciemne spodenki do kolan i długie, białe podkolanówki. Wiąże krawat. Biorę łyk herbaty. To Earl Gray. 
- Będę czekał, aż pojawisz się w jadalni. 
Przy lampce nocnej zawsze stoi tarcza i rzutki. Uwielbiam nimi rzucać. 
Sebastian odwraca się na pięcie, rusza w kierunku drzwi, a ja, w przypływie emocji biorę jedną rękę i rzucam w tył jego głowy. Nim zdążę cokolwiek pomyśleć, On łapie ją. W locie. Rzutka znajduje się między jego palcami.
- Jak było tym razem?  - wpatruję się w jego krwistoczerwone oczy - Czy możemy zostawić gry i zabawy na później? 
- Tak. Masz rację, Sebastianie. 
Patrzę jak bezszelestnie opuszcza moją sypialnię. W myślach podziwiam go i zastanawiam się, co tak naprawdę siedzi w jego głowie... wracam do herbaty.
Po krótkim odpoczynku i zasznurowaniu butów dołączam do obsługi w jadalni. Bardzo spodobał mi się pomysł z rzutkami. Biorę jedną w rękę i rzucam w Finiana oczekując na jego reakcję. Niestety, nie złapał. Trafia prosto w tył jego głowy. Widzę krew, słyszę krzyk. W progu drzwi staje Sebastian.
- Finian, czy skończyłeś już wyrywać chwasty w ogródku? Mei-Rin, wyprałaś prześcieradła? Bard, nie powinieneś teraz przygotowywać kolacji? To nie czas na obijanie się. Do roboty!
Służba w błyskawicznym tempie opuszcza jadalnię i wraca do swoich obowiązków. Patrzę na tę sytuację przegryzając świeżą bułkę. 
   Po posiłku udaję się do gabinetu. Przemieszczając się marmurowymi schodami, układam w głowie scenariusz dzisiejszego dnia. Pokonując stopnie przyglądam się portretowi moich rodziców. W moich oczach jest pusty. Nieważny. Teraz to ja jestem głową rodu Phantomhive. Ja, Ciel Phantomhive. 
W tym samym czasie Sebastian przygotowuje w kuchni kolację. Dba o każdy szczegół, by wywrzeć jak najlepsze wrażenie na przybyszu. Pilnuje, żeby sztućce nie były porysowane, obrus był czysty i panowała znośna atmosfera.
Wciąż myślę o portrecie. Wielkim, charakterystycznym bezwartościowym portrecie. Wzywam Sebastiana. 
- Chcę zjeść coś słodkiego. 
- Panie, przecież nie możesz. Mamy gościa dziś wieczorem - tłumaczy.
- Daj spokój, może być deserek z bitą śmietaną.
- Nie mogę - odpowiada z powagą, jak zawsze.
Prycham z zażenowaniem. 
- Aaa, tak, Co do portretu wiszącego w holu... - ciągnę
- Tak?
- Zdejmij go.
Patrzy na mnie z lekkim niedowierzaniem i żalem.
- Zrozumiałem. 
***

     Gość zjawia się niedługo po wizycie Sebastiana. Pan Hugues przybywa nieco wcześniej niż zapowiedział. Wysiadając ze swojej karocy od razu zwrócił uwagę na zadbany ogród.  Służba wyjątkowo się postarała. Dopilnowała, by wszystko wyglądało idealnie. Do kolacji pozostało jeszcze trochę czasu, więc przybysz postanowił go stosownie wykorzystać. Zjawił się w moim gabinecie.
  Hugues wygląda na Włocha z krwi i kości. Jest dobrze zbudowanym blondynem z brodą, ma jasne oczy, nie jest młody, ale także nie stary. Zasiadamy do mojej ulubionej gry planszowej. 
- Możliwości technologiczne, związane z biżuterią, są na bardzo wysokim poziomie we Wschodnich Indiach. Wiele wspaniałych brylantów powstało właśnie tam – mówi z charakterystycznym włoskim akcentem.
Przemieszcza swój pionek o kilka pól. Czytam, co jest napisane na miejscu, w którym stanął. ‘Zwodzony oczami śmierci’. 
- Jaka szkoda, czyżbym wypadł z kolejki? – pytam nieco bardziej złośliwiej niż chciałem.
- To doskonała okazja! Chciałbym rozbudować swoją spółkę i zwiększyć jej możliwości – ciągnie. 
- Twój ruch.
- Och, tak – dodaje zakłopotany i zdezorientowany. Zupełnie tak jakby zapomniał o grze. – W takim razie wybacz, proszę. Wypadła piątka. – Co do rozwoju mojej firmy, potrzebuję jeszcze dwanaście tysięcy funtów.
Spoglądam na niego z zażenowaniem. A więc przyjechał tu po pieniądze?
- Wydaje mi się, że dla Pana taka suma to nie problem – mówi – Stałbym się filarem firmy Phantom w północnej Azji.
Spoglądam na planszę. 
- ‘Tracisz nogi w lesie zagubienia’. Znowu Twoja kolej, muszę jeszcze poczekać.
Bierze kostkę i energicznie nią rzuca. 
- O, sześć – mówi z zadowoleniem.
- Czekaj, to jest trzy – odpowiadam. 
- Ale…
- Straciłeś przecież nogi… od tej pory możesz poruszać się tylko o połowę oczek. 
Zaczyna się śmiać.
- Ta gra ma naprawdę twarde reguły. Nie ma sposobu, bym je odzyskał?’
- Coś raz stracone nigdy nie powróci. ‘Twoje ciało pochłaniają szkarłatne płomienie’. 
Spoglądam na planszę. Jesteśmy zmuszeni przerwać rozgrywkę. 
W tym czasie, w kuchni, trwają przygotowania do posiłku. Bard kroi mięso, pojawia się Sebastian. 
- Jak idą przygotowania? – pyta.
- Coś z tego zrobię – odpowiada Bard, jak zwykle, z papierosem w zębach. – Może być?
- Tak, jest znakomicie – potwierdza lokaj.
- Sebastianie, znalazłam je! – krzyczy Mei-Rin biegnąca ze stertą pudełek lecz w tej samej chwili traci równowagę. Sebastian jedną ręką łapie stertę pudeł, a drugą Mei-Rin. W końcu jest piekielnie dobrym lokajem. 
- Jesteś niezdarna. Dlatego ciągle Ci powtarzam, żebyś nie biegała po rezydencji. 
- Masz rację. Stłukłam okulary i teraz słabo widzę – tłumaczy.
- Na szczęście tu kończą się nasze zmartwienia. Wszyscy dobrze się spisaliście. Resztę zostawcie mnie, możecie odpocząć – mówi z uprzejmością. – I proszę Was, zachowajcie spokój. Spokój.
Rusza schodami w górę.
Po przerwanej rozgrywce w progu drzwi gabinetu pojawia się Sebastian.
- Przygotowania do kolacji zostały zakończone – oznajmia spokojnym tonem.
- Ach, kolacja w ogrodzie? – pyta gość. – Już nie mogłem się doczekać!
Przenosimy się do ogrodu. Wszystko wygląda idealnie i wprawia w bajkowy nastrój. Kamienie dookoła układają się w mozaikę. Słychać chlupot przepływającego strumyka. Na środku stoi kilkumetrowy drewniany stół, nakryty nieskazitelnie białym obrusem. Wszędzie palą się świece przykryte papierowymi kloszami. Czuć zapach białych róż, które uwielbiam. Służba pozostaje w gotowości. Sebastian przemawia:
- Dziś na kolację jest wołowina Tanaki przygotowana przez naszego mistrza kuchni.
- To jest kolacja? – pyta gość.
- Tak, czy coś jest nie tak? – sugeruje Sebastian, przeszywając go swoim piorunującym spojrzeniem – To tylko małe podziękowanie wobec Pana za ciężką pracę dla firmy Phantom.
- Cóż za piękna prezentacja! Można się tego było spodziewać po rodzinie Phantomhive.
- Przygotowaliśmy wino, które dopełni smak sosu sojowego. Mei-Rin – spogląda na służącą.- Mei-Rin!
- Tak jest! – oznajmia dziewczyna.
- Nie odlatuj, nalej wina do kieliszka – szepcze jej do ucha Sebastian.
- Ach tak!
Mei-Rin rusza niezdarnie w stronę stołu z butelką wina w rękach. Kołysze się, nie może utrzymać równowagi, a w dodatku źle widzi przez stłuczone okulary. Stara się wycelować w kieliszek, ale nie udaje jej się. Wylewa wino na obrus.
Zanim ktokolwiek zdąży coś powiedzieć, Sebastian łapie za nakrycie i energicznie ściąga je, nie naruszając potraw i talerzy na stole. Tylko woda w dzbanie lekko się kołysze.
- Gdzie podział się obrus? – dziwi się Włoch.
- Była na nim plamka, więc kazałem się go pozbyć – wyjaśniam spokojnie. – Proszę się nie przejmować.
- Przepraszam, że przeszkadzam, proszę jeść w spokoju – odzywa się Sebastian.
Rozlega się śmiech Huguesa.
- Upokorzyłeś mnie, hrabio Phantomhive. On naprawdę jest zdolny – wbija wzrok w lokaja.
- Jest moim kamerdynerem, więc to dla niego normalna rzecz.
- Jest tak jak mówi panicz – potakuje. – Jestem tylko sługą diabła.
Sebastian opuszcza nas, a my powracamy do posiłku. Po jego zakończeniu dziękujemy za obsługę i powracamy do gry.
- Twoje możliwości są straszne… więc jeśli chodzi o kwestię….
Przerywam mu. – Niestety, kończy mi się czas…
- Dzieci są wymagające, jeśli chodzi o gry – niecierpliwię się. – Doskonale o tym wiesz, prawda?
- Więc mogę skorzystać z telefonu? – pyta.
Kiwam głową. Hugues wychodzi, a w drzwiach pojawia się Sebastian z tacą.
- Przyniosłem herbatę.
- Zaraz wrócę – miga się gość.
Lokaj podaje herbatę. Chwytam filiżankę i biorę łyk.
- Co to jest? Nie czuję aromatu…
- Kupiłem włoską herbatę. Naszemu gościowi będzie smakowała – ciągnie.
- Włoską?
- We Włoszech głównie pija się kawę, więc nikt nie ma czasu na poobiednią herbatkę. Nie smakuje?
- Zgadza się. Nie smakuje.
Milczymy.
- Przyniosę deser – przerywa głuchą ciszę.
- Dobrze. Staraj się do samego końca i pokaż gościnność rodziny Phantomhive. Przesyłam mu niejednoznaczne spojrzenie.
- Tak, mój Panie – klęka na jednym kolanie i mówi aksamitnym głosem, patrząc mi w oczy.
Jego są wyjątkowe. Mają ciemnoczerwony kolor. Nie są zdradliwe. Nie doszukują się niczego złego. Wyglądają jak krople czerwonego wina rozlane na dzisiejszym białym obrusie. To nie są zwykłe oczy. To oczy Sebastiana Michaelisa.
Lokaj schodzi na dół i słyszy, jak ‘biznesmen’ rozmawia z kimś przez telefon.
- Mam już dość tej zabawy w niańkę… Tak, sprzedałem fabrykę … Pozostało mi wyłudzić pieniądze od tego dzieciaka… Pracownicy? A co mnie oni obchodzą? W każdym razie resztę zostawiam tobie… Tak, nie ma problemu… W końcu pozbędziemy się tego bachora…
Kończąc konwersację wydaje mu się, że ktoś za nim stoi. Gwałtownie obraca się lecz za sobą widzi tylko ciemność. Rusza schodami do gabinetu. Mija portret moich rodziców i uczucie, że ktoś go obserwuje nie mija.
- To tylko wyobraźnia – próbuje się uspokoić.
- ‘Zwodzony oczami śmierci’ – słyszy głos.
- To nonsens.
Hugues gubi się w korytarzach rezydencji Phantomhive. Zagląda do każdego napotkanego pomieszczenia, ale nie znajduje gabinetu.
- ‘Zniewolony oczami śmierci’ – ponownie słyszy głos, lecz tym razem wyraźniejszy.
Zaczyna się denerwować. Ponownie rozgląda się dookoła siebie, ale widzi tylko ciemność. To go przeraża. Zaczyna krzyczeć. W korytarzu dostrzega postać zmierzającą w jego kierunku. Zrywa się do ucieczki.
- N-Nie zbliżaj się!
Wrzeszczy. Czuje, jak gwałtownie tętno mu wzrasta, stara się przyspieszyć, ale coś mu na to nie pozwala.
- ‘Wypadasz z kolejki’.
Pokonuje niekończące się korytarze aż w końcu upada na marmurowe schody.
- Wszystko w porządku? – pyta przerażona Mei-Rin, podchodzi bliżej niego. – Skręcona! Skręcona w połowie!
Gość leży i łapie wygiętą nogę. Nie może uwierzyć w to, co się stało. Znów słyszy głos.
- ‘Tracisz nogi w lesie zagubienia’.
Prawie czołga się ze schodów. Podpierając się łokciami przemierza korytarze. Czuje, jak ból, promieniujący od nogi, przeszywa jego ciało. Paraliżuje go strach. Nagle dostrzega Sebastiana.
- Gdzie się wybierasz? Jeszcze nie skończyliśmy… Wciąż nie podaliśmy deseru… Odkąd straciłeś nogi możesz się poruszać tylko na czworaka… Więc dlaczego nie wrócisz i nie odpoczniesz?
Czołga się uciekając przed lokajem. Otwiera przypadkowe drzwi.
- Cholera! Nic nie widzę! – panikuje.
Słyszy kroki. Drży ze strachu.
- Czy to magazyn? Cholera! Jak ciasno… Co to jest? – Dostrzega ciasto na swoich dłoniach i dociera do niego, że pomieszczenie, w którym się znajduje to piec.
Sebastian zamyka drzwiczki.
- Cóż za niecierpliwy gość… I pomyśleć, że zaszedłeś tak daleko, by położyć ręce na deserze, który jeszcze jest w piecyku…
- Piecyk? – powtarza z niedowierzaniem – Otwieraj! – Wali pięściami w metalowe drzwiczki, ale nic nie może zrobić. – Proszę, otwórz!
- Hmm, ludzie z Włoch nie wiedzą, prawda? W Anglii mamy wiele świetnych deserów, do których dodajemy tłuszcz. Na przykład pudding, ciasto z kruszonką…
Sebastian na dobre zamyka drzwi od piecyka.
‘Twoje ciało zostało pochłonięte przez płomienie’.
Niemy krzyk wydobywa się z piwnicy, gdzie kryje się piec, ale nikt nie jest w stanie go usłyszeć…




Jeśli bym mógł, zginąłbym w Twoich ramionach’