Walka jeszcze nie dobiegła końca. Kuba Rozpruwacz został wyeliminowany w połowie. Sebastian i Grell walczą na śmierć i życie. Czerwonowłosy mężczyzna rzuca się na lokaja z kosą. On tylko zwinnie unika przecięcia.
- Demon oraz Żniwiarz... Ach, zastanawia mnie, czy istnieje możliwość, abyśmy żyli w zgodzie? Ulotne wspomnienia, które wspólnie dzieliliśmy... Zupełnie jak Romeo i Julia! Ach, Sebciu, czemuż ty jesteś Sebciu?
W chwili zatracenia w myślach otrzymuje cios w szczękę. Sebastian zwinnie wspina się po murze, a Żniwiarz zaraz za nim. Oboje stoją naprzeciwko siebie na dachu budynku. Księżyc świeci wysoko na niebie.
- Gdybyś odrzucił to okropne imię, które nadał ci twój mistrz i patrzył tylko na mnie...
- Powiem tylko jedno. Od kiedy mój pan nazwał mnie Sebastianem, zostałem ochrzczony przez kontrakt. I od tamtego dnia stałem się Sebastianem, przysięgając księżycowi.
- Przysięga, która pryska wraz ze zniknięciem księżyca? Jesteś bardzo niekonsekwentnym mężczyzną. Twe oczy są przepełnione obłudą. Jakbyś niczego nie kochał. Jesteś demonem kalającym ludzkie dusze swymi ustami i rękoma. Ach, jakiż jesteś wspaniały! Cały przez ciebie drżę, Sebciu! Chcę mieć z tobą dzieci!
- Przestań, to obrzydliwe.
- Rety, jakiś ty oziębły.
Uruchamia kosę i biegnie w jego kierunku. Nie może oderwać od niego wzroku. Wymachuje bronią i usiłuje ranić Sebastiana.
- Piękny tyran... Anielski demon! Kruk o skrzydłach w kształcie serca! Lokaj jedną ręką łapie Grella za włosy, a drugą wyjmuje piłę z jego uścisku i wciska ją w dach.
- Ach, Sebastianie... gdyby nie było jutra, nasza miłość trwałaby wiecznie. Lecz twoja podróż kończy się tutaj.
Spogląda mu głęboko w oczy. Ich głowy przybliżają się do siebie i wtedy Greil robi coś nieoczekiwanego. Uderza swoją głową w głowę demona. Krew cieknie z jego skroni. Już prawie się przewraca, gdy Żniwiarz mówi:
- A teraz pozwól mi zobaczyć swój drastyczny i dramatyczny zapis!
Filmowe nagranie wylewa się z rany pozostawionej po pile. Uśmiecha się. Na nagraniu widać tylko Tanakę, Barda i Mei-Rin oraz Finniana, którz bardzo niezdarnie wykonują swoje obowiązki. Ciągle coś niszczą, tłuką, przewracają lub rozwalają. I tak w kółko... ta sama treść.
- Co to ma znaczyć? - burzy się.
Sebastian odzyskuje przytomność. Kaszle, wyciera krew z twarzy i śmieje się.
- Miniony rok nie był przepełniony niczym więcej.
- Nie interesuje mnie ta domowa sielanka! Pokaż mi pikantne kawałki!
- Wybacz, ale reszta jest p-ł-a-t-n-a.
Staje przed nim. Jego czarne włosy błyszczą w świetle nocy. Oczy pełne energii świecą w ciemnościach. Rana między ramieniem a tułowiem goi się w błyskawicznym tempie. Krew zostaje na ubraniach. Jest w idealnym stanie, jakby nic mu się nie stało. Ma tylko pocharatane ubranie, z czego jest wyjątkowo niezadowolony. Kąciki jego ust unoszą się. Kopie Grella.
- Skąpiec! - skarży się.
- Ach, znowu zniszczyłem ubranie... do wyrzucenia.
Odpina marynarkę i zarzuca ją sobie na ramię.
- Musisz być bardzo pewny siebie, skoro w takiej chwili martwisz się o swój strój. Mimo to, lubię zadbanych mężczyzn, Sebciu.
Na białej koszuli Sebastiana widnieją duże, czerwone, gęste plamy krwi.
- Nie chciałem uciekać się do takiego rodzaju taktyki, ale nie mam wyboru.
- A więc zamierzasz być poważny? - uruchamia piłę. - Zakończmy to następnym ciosem. Pożegnaj się ze światem. Obyśmy byli sobie przeznaczeni w następnym wcieleniu, Sebciu!
Grell rusza na Sebastiana z bronią. Patrzą sobie prosto w oczy. Skupiają się tylko na tym. Nagle słuchać dźwięk rozrywanego materiału. Lokaj zablokował kosę swoją marynarką. Żniwiarz wścieka się i opada na dachówki.
- Ta marynarka została wykonana z najprzedniejszej wełny z Yorkshire. Powinieneś był dowiedzieć się więcej na temat jej produkcji. Po uprzędzeniu jest niewiarygodnie trudna do rozdarcia.
- Nie wierzę! - złości się i próbuje wyjąć materiał z broni.
- To jedna z rzeczy, które przyniosłem z posiadłości, dlatego też nie chciałem jej używać. Lecz skoro już ją zniszczyłeś... Jestem całkiem dumny ze swoich umiejętności w walce wręcz.
- Z- zaczekaj sekundkę! ... Błagam, nie po twarzy!
Sebastian zadaje mu kilkanaście ciosów w brodę, tułów, szyję i szczękę. W końcu uderza go w twarz tak mocno, że Żniwiarz spada z dachu tuż obok mnie, bo cały czas czuwałem przy Madame. Lokaj zjawia się zaraz po nim.
- Przepraszam. Źle obliczyłem odległość.
- Jesteś w strasznym stanie - mówię cicho.
- Napotkałem na drobne przeszkody, dlatego...
- Zapamiętaj to! - szepcze Grell.
- Ojej, zasługujesz na miano Żniwiarza. Chyba nie umrzesz od takich ciosów - wyjmuje z ziemi kosę, wyciąga z niej materiał i idzie w jego kierunku. - Zatem co powiesz na to? Kosa Żniwiarza jest w stanie przeciąć wszystko, co oznacza, że ciebie też przetnie. Mylę się?
- C-co ty sobie myślisz? Prze-przestań!
Sebastian butem dociska jego twarz do ziemi.
- Bycie deptanym to nieprzyjemne uczucie. Lecz deptać kogoś to całkiem błogie doznanie.
- To boli!
- Paniczu, mimo iż ten odrażający grzesznik jest Żniwiarzem, bogiem śmierci, jesteś w stanie zaakceptować konsekwencje zabicia go?
- Chcesz żebym wydał ten sam rozkaz po raz drugi? - pytam.
- Zrozumiałem - dociska zabójcę do kostki. - Muszę przyznać, że twój krzyk jest całkiem atrakcyjny. Pozwól, że cię nagrodzę - unosi piłę. - Pozwolę ci odejść przy użyciu tej zabaweczki.
- Przestań, proszę!
On tylko się uśmiecha.
- Nie chcę.
- Nie chcesz się dowiedzieć, kto zabił twoich rodziców?
To pytanie skierował do mnie. Sebastian przybliża broń do jego ciała lecz w ostatniej sekundzie na jego przeszkodzie staje... metalowa rurka. Wszyscy są zdziwieni. Jest tak długa, że osoba, która ją trzyma stoi na dachu budynku.
- Wybaczcie, że przerywam wam w środku konwersacji. Jestem nadzorcą Organizacji Kontroli Żniwiarzy, William T. Spears. Przybyłem po tego Żniwiarza.
- Will! William! - cieszy się Grell. Przyszedłeś mi na rat...
Nie kończy, bo William w błyskawicznym tempie zeskakuje z dachu i wbija jego głowę w beton. Kolejny raz.
- Odsyłaczu, Grellu Sutcliffe, złamałeś kilka przepisów. Po pierwsze, zabicie osób spoza Listy Kandydatów. Następnie, użycie nieautoryzowanej kosy. I w końcu, ujawnienie informacji na temat żywotów oraz okoliczności śmierci wyżej wymienionych osób.
Schodzi z głowy czerwonowłosego mężczyzny i kłania się przed demonem.
- Gorąco przepraszam za niedogodności spowodowane przez to coś. Doprawdy, kłaniać się przed takim robakiem jak ty hańbi dobre imię Żniwiarzy.
- Cóż, żeby taki 'robak' jak ja nie napotkał kolejnych niedogodności lepiej czuwaj nad wszystkim. Ludzie są bardzo podatni na pokusy. Gdy zmuszeni są stanąć na piekielnym urwisku rozpaczy, będą bez namysłu łapać się każdej deski ratunku, niezależnie od okoliczności, niezależnie kim są.
- Tymi, którzy czerpią z tego korzyść i podpuszczają ludzi jesteście wy - demony, czyż nie?
- Nie przeczę - kłania się lekko, a jego kąciki ust podnoszą się.
William spogląda w moją stronę.
- Chyba te psy, które są trzymane na smyczach są lepsze niż dzikie kundle biegające bez celu. Zatem wracajmy, Grellu Sutcliffe - ciągnie go za włosy, jednocześnie ciągnąc za sobą po ziemi. - Mój Boże, przez to całe zamieszanie po raz kolejny nie dostanę urlopu.
Sebastian rzuca piłą, celując w plecy nadzorcy, lecz on łapie ją, nie odwracając się.
- Zapomniałeś czegoś - mówi, uśmiechając się.
- Dziękuję. Zatem wybaczcie.
Znikają w ciemnościach.
Sebastian obraca się i idzie do mnie.
- Muszę przeprosić. Połówka Kuby Rozpruwacza zbiegła.
- Nie szkodzi, to już koniec - szepczę.
Dotyka palcami mojego policzka.
- Jesteś zimny. Chodźmy prędko do domu. Przygotuję odrobinę ciepłego mleka.
- Tak - podnoszę się.
Zakręciło mi się w głowie. Chwieję się i upadam. Łapie mnie, ale szybko odsuwam jego ręce.
- Wszystko w porządku! - krzyczę. - Dam sobie radę. Tylko... jestem zmęczony.
***
Przed kościołem stoją karoce, zaprzężone przez czarne konie. Tłumy ludzi przybyły pożegnać pewną kobietę. Wszyscy ubrani na czarno. Wszędzie czerń. Madame byłaby bardzo niezadowolona. Na zewnątrz uroczystości przygląda się trójka dzieci: dwóch chłopców i dziewczynka.
- Braciszku! - krzyczy mała. - Braciszku, strasznie dużo tu ludzi. Wiesz czemu?
- Nie - odpowiada cicho.
- Mimo iż jesteś naszym starszym bratem, nadal nie wiesz? - wtrąca się młodszy.
- Głupek? - pyta dziewczynka.
- Mam tylko 12 lat, więc mam prawo nie wiedzieć! - denerwuje się.
- Zgadza się. To normalne, że zwykły dwunastolatek nie wie.
Undertaker podsłuchiwał, o czym rozmawiają. Opiera się o mury kościelne.
- Dziś ma miejsce jeden z największych bali na cześć pewnej pani.
Dzieci cofnęły się o krok. To normalne, po prostu się go boją.
- Bali? - dziwi się dziewczynka.
- Tak. Ostatnia, a zarazem największa ceremonia w życiu - pogrzeb.
Wewnątrz panuje cisza przerywana szlochem i spokojnym wzdychaniem. Słychać głos księdza. Przy ołtarzu, na specjalnie ustawionym stoliku leży trumna, a w niej ciało.
Madame Red spoczywa w cienkiej, białej sukience. Widać jej prawie wszystkie kości. Nad obojczykiem zawiązany jest jej ulubiony naszyjnik. Leży na białych liliach. Ma niespokojny wyraz twarzy, jakby chciała coś powiedzieć. Jej usta, jak zwykle, pomalowane są na czerwono. Wchodzę do środka z jej ukochaną, czerwoną suknią. Uważam, że skoro tak bardzo kochała czerwień, to właśnie w niej powinna zostać pochowana. Wiem, że chciałaby tego. Przemierzam drogę do ołtarza. Słyszę komentarze 'Czerwona suknia?'... 'Jakież to nieprzyzwoite!' ... Ale Madame tak bardzo kochała ten kolor'... Docieram do trumny. Siadam obok niej i patrzę na nią ostatni raz. Przyglądam się jak najdłużej, by zapamiętać ją jak najlepiej. W mojej głowie pozostanie uśmiechnięta, elegancka ale jednocześnie niewiarygodnie wrażliwa i czuła. Nigdy nie zapomnę, ile dla mnie zrobiła. Kładę suknię na jej wychudzonym ciele.
- Nie pasują ci białe kwiaty i stroje. Najlepiej wyglądasz w namiętnej czerwieni, kolorze lukrecji, przyćmiewającym krajobraz, ciociu.
Wtykam jej za ucho czerwoną różę, którą miałem w kieszonce garnituru. Przybliżam się do niej. Ocieram swój nos o jej nos, po czym całuję w jego czubek. Tyle mogę zrobić. W kościele kazałem rozsypać płatki czerwonych róż. Niech ludzie myślą, co chcą. Ona je kochała - tylko to się liczy. Na zewnątrz czekają Sebastian i Undertaker. Stoją przy karawanie ozdobionym tymi kwiatami.
- Spoczywaj w spokoju, Madame Red.
Wsypuję kilka płatków czerwieni między białe lilie. Podchodzę do Elizabeth, która również przybyła pożegnać ciocię. Ona również płacze. W milczeniu czekamy na zakończenie mszy.
Pogrążeni w myślach przyglądamy się Madame po raz ostatni. Mam nadzieję, że teraz jest gdzieś, gdzie jej dobrze. Niczym się nie martwi i nie odczuwa bólu, tęsknoty i cierpienia, którego zaznała za życia tak wiele.
***
W posiadłości Phantomhive rozlegaja się echo niesione przez dzwony kościelne.
- Pogrzeb musiał się już zacząć - mówi Mei-Rin.
- I pomyśleć, że Madame nie złoży nam więcej wizyty... To napawa człowieka smutkiem - mówi Finni.
- Czemu macie takie przygnębione miny? W takich właśnie chwilach musimy zapewniać wsparcie - mówi Bard.
Tanaka kiwa głową i bierze łyk herbaty ze swojego kubka.
- Opuściłaś nas, czyż nie? Odeszłaś do swojego ukochanego, lady - Tanaka wypowiada te słowa, patrząc w niebo.
Po pochówku Lau zatrzymał mnie, rozmawialiśmy chwilę.
- Nie zamierzasz zgłosić królowej, kim był Kuba Rozpruwacz? - pyta.
- Nie ma takiej potrzeby. Chciała jedynie zakończyć tę sprawę. Wykonałem rozkaz.
- I tak po prostu dasz się wciągnąć w te ruchome piaski? Nawet jeśli przybyłbyś do miejsca, z którego nie mógłbyś już wrócić, nie okazałbyś nikomu swojej słabości, prosząc o pomoc. Jesteś Kundlem królowej i jesteś z tego dumny. Ja również postaram się nie sprawiać ci żadnych kłopotów, hrabio.
- Istnienie tych 'studni opium' zaczyna być kłopotliwe. Jeśli zamierzasz się wycofać, to najodpowiedniejsza pora.
- Gdyby o to chodziło, zająłbym się czymś innym.
- Zawsze masz możliwość powrotu do swojej ojczyzny.
- Biznes w tym kraju jeszcze się nie skończył. Ani biznes z tobą, hrabio. Liczę, że jeszcze zaprezentujesz mi wiele interesujących rzeczy.
Rozchodzimy się w milczeniu. Zwracam się do Sebastiana:
- Chcę gdzieś wstąpić. Chodź.
Jedziemy na cmentarz. Chciałem odwiedzić grób zamordowanej kobiety. Ofiary Madame i Grella.
Mary Jane Kelly
1863-1888
- Mój ostatni gość ze sprawy Kuby Rozpruwacza - mówi Undertaker.
- Chyba była imigrantem. Nie mogliśmy znaleźć nikogo, kto mógłby zająć się jej ciałem - mówię.
Grabarz dotyka mojego policzka i jeździ po nim palcem.
- Dlatego szczodry hrabia poprosił mnie, abym ją umalował, a na dodatek opłacił jej pochówek.
- To nie była oznaka szczodrości. Tej nocy, gdyby jej życie było naszym priorytetem, moglibyśmy ją uratować na wiele sposobów. Mimo to, pospieszyłem się, aby złapać Kubę Rozpruwacza. Wiedziałem, że nie zdołam jej uratować i dlatego stałem na uboczu, gdy ją zabijano. Podobnie moja krewna...
- Żałujesz tego?
- Nie. Nie ma już Kuba Rozpruwacza. Zagrożenie królowej Wiktorii zostało wyeliminowane.
- Wiktoria, tak? Niezbyt ją lubię. Patrzy jedynie z piedestału i każe ci załatwiać wszystkie ciężkie sprawy, hrabio.
- Ten obowiązek spoczywa na barkach mojego rodu. To coś, co dziedziczy się w mojej rodzinie od pokoleń razem z pierścieniem.
- Jest on jak obroża. Łączy cię z królową łańcuchem, zwanym 'obowiązkiem'.
- Sam się na to zdecydowałem.
Undertaker łapie mnie za krawat i przyciąga do siebie.
- Mam nadzieję, że ta obroża nie urwie ci kiedyś głowy. Byłoby to zbyt nudne. Jeśli coś podobnego będzie miało miejsce, wstąpcie do mnie. Ciebie i twojego lokaja przyjmę o każdej porze.
- Cóż za uprzejmość - mówi Sebastian, gdy ciągle stoimy nad grobem.
- Nie zmuszaj mnie, bym się powtarzał. To nie była szczodrość...
- To była nie szczodrość. Jeśli nie ona, to słabość. Czemu nie strzeliłeś? Stałeś i przyglądałeś się, jak zabijali ci krewnego. Kłamstwa mnie nie zachwycają. Gdybyś miał zamiar ją zastrzelić, zrobiłbyś to. Jednak przez twoje zawahanie się, nawet gdybym ci powiedział, nie strzeliłbyś. Dlaczego? Bałeś się kogoś zabić własnymi rękami? Nawet jeśli zabijesz kompletnie nieznajomą kobietę, nie będziesz w stanie zabić kogoś ci bliskiego?
- W końcu to twoje zadanie. Myślałem, że będziesz mnie bronił za wszelką cenę. Właśnie dlatego nie strzeliłem. Nasz kontrakt mówi, że dopóki mój cel nie zostanie osiągnięty, będziesz moją siłą i tarczą. która będzie mnie chronić. Demony nie mają poczucia lojalności i oddania, prawda? Trzymają się jedynie zasad. Właśnie dlatego by ich nie złamać, będziesz bronił mnie za wszelką cenę. Mam rację?
- Zatem dlaczego wtedy mnie nie powstrzymałeś?
- Gdy Madame próbowała mnie zabić, w jej oczach zagościło zwątpienie. Nie potrafiła zabić własnego krewnego. Tak wtedy pomyślałem. Nawet najmniejsze zawahanie może okazać się śmiertelne, tak jak w szachach. Straciła swój następny ruch właśnie przez zawahanie się. To wszystko. Nie waż się mnie zdradzić, nie opuszczaj mojego boku. Niezależnie od okoliczności.
Sebastian przyklękuje.
- Tak, mój Panie.
Sebastian przyklękuje.
- Tak, mój Panie.
'Jeśli zechcesz, pójdę z Tobą na koniec świata'

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz